Kiedy Kajetan przyszedł na świat, ustaliliśmy z Damianem, że każde urodziny naszego syna będziemy spędzać w podróży. Pierwszy roczek Kajetana spędziliśmy na Rodos, drugie jego urodziny na wschodzie Islandii, a trzecie na zachodzie. Natomiast w tym roku popłynęliśmy na Grimsey, która jest najdalej na północ wysuniętą wyspą Islandii. Samotnie obeszłam ją dookoła i po raz pierwszy przekroczyłam północne koło podbiegunowe. Oto jak świętowaliśmy czwarte urodziny naszego syna, Kajetana Ragnara.
Wycieczkę na wyspę Grimsey (Grímsey) planowaliśmy już dwa lata temu, kiedy synek miał dwa latka. Jednak po tym, jak odwiedziliśmy archipelag Vestmannaeyjar na południu Islandii, przekonaliśmy się, że Kajetanek był wtedy jeszcze za mały na podróżowanie statkami. Dlatego w tamtym roku zrezygnowaliśmy z pomysłu popłynięcia na Grimsey i dopiero niedawno stwierdziliśmy, że Kajtek powinien już sobie poradzić podczas dłuższego rejsu statkiem. Z okazji jego czwartych urodzin kupiłam bilety na Grimsey oraz nocleg na tej wyspie. Już na wstępie napiszę, że cała podróż udała się wyśmienicie, choć oczywiście nie wszystko poszło zgodnie z naszymi zamierzeniami.
Dzień przed Grimsey
Czyta nas trochę osób z Reykjaviku i Islandii, dlatego opowiem nie tylko o naszym pobycie na Grimsey, ale także o naszej podróży z Reykjaviku (Reykjavík) do Olafsfjordur (Ólafsfjörður), gdzie spędziliśmy noc przed rejsem na wyspę, ponieważ wiem, że już są chętni do pójścia w nasze ślady i zrobienia tej trasy.
Tak więc pierwszego dnia naszej trzydniowej wycieczki (czyli w sobotę) wstaliśmy koło siódmej rano i zaczęliśmy się zbierać. Wyszło jak zawsze, czyli wyjechaliśmy z miasta bliżej południa niż poranka, ale islandzkie lato ma taką zaletę, że podczas niego nie trzeba się spieszyć. W końcu całą dobę jest jasno – zwłaszcza na północy kraju. W mocnych promieniach słońca wyjechaliśmy ze stolicy, a naszym pierwszym przystankiem było miasteczko Borgarnes i stacja benzynowa N1. Dopiero tu nasze żołądki zaczęły dopominać się o śniadanie, dlatego kupiliśmy sobie po wege kanapce i zimnej kawie (było naprawdę gorąco!). Ruszyliśmy dalej, ale nasza podróż wcale do najszybszych nie należała. Co chwilę zatrzymywaliśmy się przy malowniczych widokowo miejscach i tylko wzdychaliśmy, że musimy jednak jechać dalej… Islandia kradnie czas niesamowicie – zwłaszcza, kiedy dopisuje tak cudowna pogoda! Nie da się nie zatrzymywać na nieplanowanych przystankach, dlatego podczas planowania podróży zawsze jest lepiej dodać troszkę więcej czasu na przejazdy samochodowe.
Noc w Olafsfjordur
Pierwszą noc spędziliśmy w Olafsfjordur, do którego z Reykjaviku bez zatrzymywania się jedzie się pięć godzin. My po drodze zrobiliśmy wiele przystanków, dlatego nasza podróż trwała około dwunastu godzin i do hotelu dojechaliśmy dopiero koło 23:00. Przez cały dzień mieliśmy przepiękną pogodę, a Kajetan podróż zniósł fantastycznie. Jednak jego zmęczenie wyszło w hotelu i koniecznie chciał wrócić do domku i spać w swoim łóżeczku. Długo tłumaczyliśmy mu, że jesteśmy w podróży i Kajetanek długo nie mógł usnąć. Ostatecznie tej nocy spaliśmy bardzo krótko, bo jakieś cztery, może pięć godzin…
Jeżeli chodzi o nasz nocleg, to zatrzymaliśmy się w hotelu The Northern Comfort Inn. Zakwaterowaliśmy się w nim po 23:00 i na recepcji przywitał nas bardzo miły Islandczyk. Wszystko szybko i ładnie nam wytłumaczył, a następnie pokierował nas do naszego pokoju. Pokój czysty, łóżko wygodne, widok piękny, jednak łazienka średnia – bardzo ciasna i nadająca się do odświeżenia, choć ogólnie była czysta. Na jedną, krótką noc nie było powodu do narzekania.
Podróż na Grimsey
Pobudka o siódmej rano i o ósmej wymeldowanie z hotelu, by do portu dotrzeć przynajmniej pół godziny przed rejsem. Statek na wyspę Grimsey wypływa o godzinie 9:00 z miejscowości Dalvik (Dalvík), która znajduje się niecałe dwadzieścia minut na południe od Olafsfjordur i nieco ponad pół godziny na północ od Akureyri. Parkujemy przy porcie, który jest bardzo niewielki i z którego nie da się nie zauważyć statku, który ma nas zabrać w rejs na wyspę Grimsey.
Bilety na Grimsey
Bilety kupiliśmy online kilka tygodni przed podróżą. Podczas dokonywana zakupu warto od razu pobrać lub wydrukować sobie jego potwierdzenie, ponieważ nie jest ono wysyłane na maila. Jednak przy wejściu na statek nikt o żadne potwierdzenia nie pyta, więc teoretycznie nie jest ono potrzebne. Obsługa statku pyta tylko o imię osoby, która dokonała transakcji oraz o liczbę pasażerów.
Bilety na Grimsey i z powrotem do Dalviku KUPISZ TUTAJ. Jeden bilet dla osoby dorosłej kosztuje 4,000 kr (czyli obecnie ok. 133 zł), dzieci do 12 roku życia płyną za darmo, a osoby powyżej 67 roku życia za 2,000 kr.
Tak więc podróż statkiem z Dalviku na Grimsey i z powrotem do Dalviku kosztowała naszą rodzinę 16,000 kr (ok. 535 zł). Uważam, że w porównaniu do innych rejsów i dodatkowo płatnych wycieczek na Islandii, podróż ta była naprawdę opłacalna. W zasadzie jedna z tańszych atrakcji.
Rozkład rejsów Sæfari
Statek, który zabiera turystów na Grimsey nazywa się Saefari (Sæfari) i jest to ten sam statek, który pływa na pobliską wysepkę Hrisey (Hrísey), którą również w tym roku mamy zamiar odwiedzić. W zależności od sezonu rozkład rejsów na Grimsey się różni i prezentuje się on następująco:
- Od 1.06. do 31.08. w poniedziałki, środy, czwartki, piątki i niedziele
- Od 1 do 30.09. oraz od 15.01 do 31.05. w poniedziałki, środy, czwartki i piątki
- Od 1.10 do 14.01. w poniedziałki, środy i piątki
Dla potwierdzenia powyższych informacji koniecznie odwiedź stronę: en.samskip.is/domestic/saefari/ lub zadzwoń: (+354) 458-8970 lub napisz na: saefari@samskip.com.
Podróż statkiem z Dalviku na Grimsey trwa trzy godziny i statek zawsze wypływa o godzinie 9:00. Mniej więcej przez pierwszą godzinę wypływa się z fiordu Eyjafjordur (Eyjafjörður), który jest jednym z najdłuższych fiordów na Islandii. Podczas rejsu warto wychodzić na pokład statku nie tylko po piękne widoki, ale również, by rozglądać się za wielorybami. Są tutaj szansę na ich zobaczenie, jednak prom jest dosyć głośny, więc może je on odstraszać. Rejs powrotny oczywiście trwa tyle samo.
Na Grimsey dopływa się o 12:00, a w zależności od dnia tygodnia rejs z Grimsey do Dalviku odbywa się o innej godzinie:
- o 17:00 w poniedziałki, środy i piątki
- o 14:00 w czwartki
- o 16:00 w niedziele
WYSPA GRIMSEY
Grimsey jest wysuniętą najdalej na północ zamieszkałą wyspą Islandii, która leży 41 km na północ od północnych brzegów wyspy Islandii. Znajduje się ona na Oceanie Arktycznym (Morzu Grenlandzkim) i najbardziej znana jest z tego, że przebiega przez nią północne koło podbiegunowe. Jest to w zasadzie jedyna szerzej znana atrakcja wśród turystów, chociaż wciąż – z racji odległości – niezbyt często odwiedzana. Pewna islandzka turystka, z którą mieliśmy przyjemność płynąć na wyspę, powiedziała, że Grimsey jest miejscem odwiedzanym raczej przez zaawansowanych turystów i faktycznie, płynęli z nami tylko fotografowie, miłośnicy ptaków oraz kilku zagranicznych mieszkańców Islandii, którzy tak jak my kochają podróżować po tym kraju.
O 12:31 wysiedliśmy ze statku i od razu złapaliśmy się z osobą, która czekała na nas w porcie. Był to uśmiechnięty i energiczny starszy pan, który błyskawicznie podwiózł nas do naszego pensjonatu. Podróż samochodem trwała może jakąś minutę lub dwie i choć odległość pomiędzy portem a pensjonatem nie była duża, to jednak taka podwózka okazała się dla nas bardzo komfortowa – w końcu zabraliśmy ze sobą ciężką walizkę z milionem rzeczy “na wszelki wypadek” dla Kajetanka. Pierwsze wrażenie wyspa Grimsey zrobiła na nas niezwykle pozytywne, ale nie ukrywam, że wspaniała pogoda bardzo się do tego przyczyniła. Pełne słońce, delikatny wiatr, świetna widoczność i takie ogólne poczucie beztroski.
Pensjonat Básar
Pensjonat, w którym się zatrzymaliśmy nazywa się Guesthouse Básar (Grímsey) i dotarliśmy do niego, jako pierwsi – przez sekundę mieliśmy nadzieję, że będziemy jego jedynymi gośćmi, ale szybko zorientowaliśmy się, że są jeszcze trzy inne pokoje przygotowane pod wynajem. Wkrótce dojechali do nas pozostali turyści, z którymi zdążyliśmy się zaznajomić na statku – byli to włoscy fotografowie oraz mieszkający od roku w Akureyri Gwatemalczyk Mario, który przypłynął na Grimsey z dziewczyną, która go właśnie odwiedzała na Islandii. Tak, zakumulowaliśmy się. 🙂 Kajetan był zachwycony, że poznał… super Mario! 😀
Na Grimsey są tylko trzy pensjonaty, w tym Guesthouse Basar, który wybraliśmy po przeczytaniu bardzo dobrych opinii na Bookingu. Muszę przyznać, że ten ośrodek noclegowy zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie i od razu wiedzieliśmy, że jeszcze nie raz w nim zagościmy. Domek bardzo przytulny, schludny, czysty, ładnie urządzony, przestronny i jasny. Sypialnia idealnie dla nas wystarczająca z wygodnym łóżkiem, pięknym widokiem na ocean oraz przygotowanymi zapasowymi ręcznikami. Kuchnia bardzo duża ze wszystkimi potrzebnymi przyborami i zapasem jedzenia, a standardowe, choć bardzo smaczne śniadanie mieliśmy wliczone w cenę. Co więcej Lady Gagga, czyli właścicielka pensjonatu, okazała się być dla nas niesamowicie serdeczna i pomocna. Powiedziała nam, że z racji tego, że następnego dnia nie ma żadnych nowych gości, możemy zostać w pokoju tak długo, jak tylko tego będziemy potrzebowali, czyli, że będziemy mogli opuścić domek tuż przed powrotnym rejsem do Dalviku. Gagga zaoferowała nam również podwózkę lub odwiezienie samych naszych bagaży do portu, gdybyśmy tylko chcieli być na spacerze po Grimsey dłużej tego dnia. Ponadto pensjonat Basar ze wszystkich pozostałych domków na wyspie znajduje się najbliżej największej atrakcji Grimsey, czyli wielkiego posągu w kształcie kuli – Orbis et Globus – która symbolicznie wyznacza miejsce przecięcia północnego koła podbiegunowego. My pensjonatowi Basar dajemy 10/10! Na poniższym filmie możesz zobaczyć, jak wygląda wnętrze pensjonatu:
Przekroczenie koła podbiegunowego
Jestem przekonana, że większość turystów przybywająca na wyspę Grimsey, decyduje się na jej zwiedzenie, ponieważ jest ona obecnie jedynym miejscem w Islandii, przez które przebiega północne koło podbiegunowe. Tym bardziej, że od niedawna, bo 2017 roku, dokładne miejsce przecięcia jest symbolicznie zaznaczone wielkim pomnikiem Orbis et Globus. Ta wielka bazaltowa kula o średnicy 3 m została postawiona głównie po to, by wzbudzić większe zainteresowanie turystów wyspą Grimsey. Pomnik, który faktycznie nieco bardziej rozsławił Grimsey, na bieżąco jest o parę metrów przesuwany – czyli zgodnie z przemieszczaniem się pozycji północnego koła podbiegunowego. Nie wchodząc w jakże skomplikowane obliczenia astronomiczne, północne koło podbiegunowe opuści Grimsey po 2047 roku. Czy oznacza to zatem, że kula trafi w końcu do… oceanu? Nie wiadomo na co wpadną Islandczycy, ale myślę, że zostanie na pamiątkę. Zresztą po 20 tysiącach latach północne koło podbiegunowe znów będzie przebiegać przez Grimsey, więc pomniki Orbis et Globus ponownie będzie “aktualny”.
Po mniej więcej godzinie spędzonej w pensjonacie, udaliśmy się całą naszą trójką na spacer. Mieliśmy zamiar razem dojść do bazaltowej kuli, jednak wkrótce Damian z Kajtkiem się zatrzymali, bo synka coś zafascynowało. Skończyło się na tym, że ja kontynuowałam spacer samodzielnie i do pensjonatu wróciłam po około trzech godzinach. Spacerowałam powolnym krokiem, co chwilę podchodziłam na klify, na których przesiadywały tysiące ptaków. Obserwowałam słodkie maskonurki, a także fulmary. Natomiast nad moją głową latało mnóstwo rybitw, które nie tylko strasznie wrzeszczały, ale były również wyjątkowo agresywne. Szybko pożałowałam, że nie zabrałam ze sobą jednego z kijów, które Gagga przygotowała dla swoich gości przy drzwiach wyjściowych pensjonatu. Kije (bądź parasolki) bardzo przydają się do odganiania przed agresywnymi ptakami na Grimsey, a także na innych, dzikich (raczej północnych) wybrzeżach Islandii.
W pewnym momencie zrobiło się tak gorąco, że ściągnęłam z siebie tyle, ile mogłam. Puchową kurtkę i bluzę z kapturem ledwo upchałam do mojego małego plecaczka i okropnie żałowałam, że nie miałam na sobie krótkiego rękawka… I to jest właśnie pogoda w Islandii. W przeciągu godziny może ci się przydać zarówno zimowa kurtka, jak i bluzeczka z krótkim rękawkiem – i tak to ciągłe ubieranie się i rozbieranie się potrafi być męczące. 🙂
Ścieżka, która prowadzi do kuli jest żwirowa, ale wygodna. Fragmentami pnie się ku górze i cały czas prowadzi wzdłuż wybrzeża. Latem wystarczą na tę trasę letnie buty sportowe.
W końcu dotarłam do wymarzonego miejsca! Przekroczyłam północne goło podbiegunowe i z tej okazji zrobiłam sobie oficjalne selfie (znajdziesz na Instagramie). Fajnie też, że minęłam się z parą amerykańskich turystów, którzy sami zaproponowali mi zrobienie mi zdjęcia z kulą. Najważniejsze odhaczone! 🙂
Wracałam tą samą drogą i kiedy w końcu dotarłam do pensjonatu zerwał się tak silny sztorm, że już się nie dało wyjść. Nie mniej jednak ta niesprzyjająca zwiedzaniu wyspy pogoda, miała w sobie coś magicznego. Długo siedziałam w fotelu i obserwowałam potężne fale na Morzu Grenlandzkim…
Na poniższej ilustracji można dostrzec daty: 1717, 1817, 1917, 2017 oraz 2047. Wyznaczają one miejsca, przez które przebiegała linia koła podbiegunowego, a także (w przypadku 2047), kiedy całkowicie opuści swoim zasięgiem wyspę Grimsey. Patrz: https://www.akureyri.is/static/files/2012-VISIT/pdf/grimsey-flyer-iii-outline-p2.pdf
Spacer dookoła wyspy
Fantastyczne jest to, że wyspę Grimsey, która ma 5.4 km² da się obejść dookoła w ciągu jednego dnia. Taka wycieczka nie powinna zająć więcej niż cztery godziny – jeżeli towarzyszy nam dobra pogoda i idziemy w miarę równym tempem – ale uważam, że warto doliczyć do tego czasu przynajmniej godzinę lub dwie na podziwianie wspaniałych widoków, ptactwa morskiego oraz robienie fotografii.
Ja obeszłam Grimsey samodzielnie, jednak spacer ten podzieliłam na dwa dni. Tak jak napisałam powyżej, pierwszego dnia pobytu na wyspie udałam się do najważniejszej atrakcji Grimsey, czyli do Orbis et Globus(punktem początkowym i końcowym był oczywiście nasz pensjonat). Z kolei drugiego dnia wyruszyłam z Basar w stronę portu i osady, a więc skierowałam się na południe wyspy. Nie planowałam obejścia wyspy dookoła, ponieważ nie wiedziałam, ile czasu by mi to zajęło, a bardzo chciałam wrócić do pensjonatu na tyle wcześnie, aby również Damian mógł tego dnia wyjść na dłuższy spacer. Całe szczęście dopisywała mi i pogoda i dobre samopoczucie, więc żwawym krokiem szłam przed siebie i czułam podskórnie, że zrobię pętelkę!
Tym razem wzięłam ze sobą kij, którym na wszelki wypadek miałam się bronić przed agresywnymi rybitwami. Starałam się również unikać miejsc, gdzie tych ptaków było najwięcej, czyli tym samym również jak najmniej zbaczać ze ścieżki, ale kilka razy naprawdę czułam się przez nie zagrożona. Ostatecznie żadna rybitwa mnie nie zaatakowała, ale bardzo często dostawałam od nich znaki ostrzegawcze… Choć w końcu już sama nie wiedziałam, czy drą się na mnie, czy kłócą między sobą. Jednak oprócz rozwścieczonych rybitw na Grimsey gniazduje też jedna z największych kolonii maskonurów w Islandii. Przybywając na tę wysepkę w okresie od końca kwietnia do początku sierpnia ma się prawie stuprocentową pewność, że się je zobaczy. Są one niemal na wyciągnięcie ręki i wcale nie trzeba mieć teleobiektywu, by zrobić im takie zdjęcia, jak te poniżej. Jednak z drugiej strony wciąż uważam, że najdogodniejszym miejscem na ich obserwacje w Islandii jest Borgarfjordur Eystri.
Zwiedzanie Grimsey wygląda tak, że jest jedna główna ścieżka dookoła wyspy i kilka w jej głąb, ale wszystkie się ze sobą łączą. Jednak nie da się tutaj spacerować tylko po wytyczonych dróżkach, ponieważ cały czas chce się z nich zbaczać, by podejść jak najbliżej wybrzeża i podziwiać przepaściste klify, które pomieszkują miliony ptaków. Oprócz wspomnianych maskonurów, trudno nie zauważyć tutaj również fulmarów (połowa ich światowej populacji zamieszkuje Islandię), a także dopatrzyć się przepięknych biało-czarnych alk! Grimsey jest zdecydowanie cudownym miejscem dla miłośników ptactwa morskiego. Na długo melodia tej wyspy – czyli wrzaski ptaków mieszające się z rozbijającymi się o bazaltowe wybrzeże fale morskie – pozostaje w głowie.
Po około piętnastu minutach doszłam do portu i jedynej osady na wyspie, czyli Sandvik (Sandvík). Jest tak niewielka, że drugie tyle zajmuje mi jej dokładne zwiedzenie. Zrobiłam kilka zdjęć, przeczytałam kilka informacji na temat Grimsey i ruszyłam dalej na południe. Wyspę tę zamieszkuje bardzo niewiele osób. W internecie można doszukać się informacji, że żyje tu około sześćdziesięciu osób, ale nie jest to już prawdą. Tak naprawdę na stałe mieszka tu może kilkanaście osób, a latem tylko trochę więcej. Niedawno zamknęli jedyną na wyspie szkołę, a i też jedyny kościół na wyspie ostatnio się spalił (pozostał tylko niewielki cmentarz). I w zasadzie, jeżeli nie jest się rybakiem, to nie ma gdzie pracować na Grimsey. Wiele osób przeprowadziło się z Grimsey do Akureyri na stałe lub pomieszkuje tam zimą (głównie kobiety), bo jak sami mieszkańcy wysepki mówią, zimą jest na Grimsey po prostu nudno, zwłaszcza dla dzieci. A czy Polacy mieszkają na Grimsey? Już nie. Ostatnia Polka, która mieszkała na Grimsey (i którą serdecznie pozdrawiam, jeżeli to czyta) również niedawno opuściła wysepkę.
W końcu dotarłam na południowy koniuszek Grimsey, gdzie kończy się droga utwardzona. Najbardziej zależało mi na zobaczeniu najbardziej okazałych na wyspie słupów bazaltowych – bo umówmy się, dla mnie to jednak aspekt geologiczny w zwiedzaniu Islandii jest najciekawszy – a następnie podeszłam do latarni morskiej. Było tutaj tak ciepło, że ściągnęłam bluzę i moja blada skóra zaczęła cieszyć się ciepłem arktycznego słońca! Będąc przy latarni zdecydowałam, że będę wracać do pensjonatu wschodnią stroną wyspy, a więc wiedziałam już, że na sto procent ją obejdę dookoła. Szłam wąską ścieżką po ewidentnie bardziej dzikiej części wyspy. Nie minęłam ani jednego turysty (wcześniej kilku) i też rybitw było mniej. Natomiast więcej fulmarów i alk. Tutaj mniej razy zbaczałam ze ścieżki, by podchodzić do klifów, ale udało mi się w dwóch miejscach zobaczyć spuszczone liny, po których schodzą łowcy ptasich jaj. Od czasu do czasu mijałam barany i chyba jedną kozę.
Tym razem nie zeszłam do kulo-pomnika, bo chciałam jak najszybciej wrócić do Damiana i Kajetanka, którzy świetnie bawili się przed pensjonatem. Wymieniliśmy się z Damianem opieką nad Kajtkiem, który niestety nie był skory do dłuższego spaceru, i Damian poszedł się przebiec przez Grimsey – oczywiście udało mu się przejść za kulę, czyli również przekroczył ten magiczny równoleżnik.
Niedługo po powrocie Damiana znieśliśmy bagaże na dół, zostawiliśmy je przy drzwiach i całą naszą trójką poszliśmy do jedynej na wyspie restauracji. Odwiedziliśmy też jedyny na wyspie sklepik, gdzie kupiliśmy sobie pamiątkę w postaci małego kubeczka (a w ogóle wyboru w tych pamiątkach praktycznie nie było żadnego) i podpisaliśmy się na wielkiej, pomarańczowej ścianie – kto z Was nas na niej znajdzie? 🙂
Wyjątkowe godziny otwarcia na Grimsey:
- sklep spożywczy – codziennie 15:00 – 16:00
- restauracja:
- poniedziałek środa i piątek – 12:00 – 17:00
- czwartek – 12:00 – 14:00
- niedziela – 12:00 – 16:00
- basen – poniedziałek – piątek – 18:00 – 19:10
Mapa hikingowa Grimsey
Informacje praktyczne
Kiedy najlepiej wybrać się na wyspę Grimsey?
Uważam, że w czerwcu, choć okres maj-lipiec/sierpień będzie zawsze dobrym wyborem – o ile będzie sprzyjać pogoda. W każdym razie jest to najlepszy moment na obserwowanie ptactwa morskiego. Czerwiec moim zdaniem jest najlepszym miesiącem z całego roku, ponieważ wówczas mamy najdłuższe w Islandii dnie i z największym zachwytem możemy obserwować cudowne północne słońce.
Jak się przygotować?
PODRÓŻ NA PÓŁNOC: Jeżeli jedziesz z Reykjaviku lub czeka cię do pokonania podobna odległość, to warto spędzić noc przed wypłynięciem, gdzieś w pobliżu portu. Najpiej w Dalviku, ale okoliczne wsie, czy nawet Akureyri też będą dobrym wyborem. Bo nie ma to jak wyruszać w rejs wypoczętym, by całą sobą przeżywać tę nową przygodę. Jeżeli jednak będziesz jechać nocą, by zdążyć na prom, który wypływa o 9:00 rano, to pamiętaj, że nocą nie znajdziesz otwartych stacji benzynowych, by np. skorzystać z toalety, czy zjeść ciepły posiłek restauracyjny. Choć oczywiście tankować można zawsze (zobacz, jak wygląda tankowanie na Islandii)
SAMOCHÓD: Większość turystów nie zabiera ze sobą samochodu na Grimsey, ponieważ turyści, którzy się na tę wyspę wybierają, nastawiają się na spacerowanie po niej. Wyspa jest niewielka, w cztery godziny da się ją obejść dookoła, a poza tym, jest tylko jeden i krótki odcinek drogi utwardzonej, tak więc w zasadzie nie ma gdzie jeździć. Poza tym, jeżeli zostajemy na Grimsey na noc, to pensjonat będziemy mieli albo przy porcie albo w bardzo niewielkiej od niego odległości. Goście pensjonatu Basar, który znajduje się najdalej od portu, są odbierani samochodem z portu i podwożeni do pensjonatu (choć sama ta podróż nie trwa dłużej niż dwie minuty).
BAGAŻE I PAKOWANIE: Samochód zostawiamy w porcie i zabieramy się z bagażem, za który nie płacimy dodatkowo, na pokład statku. My na dwa dni spakowaliśmy się do jednej, średniej wielkości walizki. My z Damianem spakowaliśmy się tak jak zawsze przed każdą inną, islandzką podróżą, natomiast najwięcej wszystkiego wzięliśmy dla Kajetanka. Spakowaliśmy mu dużo ubrań i przekąsek, a także trochę klocków i gier.
NA ILE: Na ile wybrać się na Grimsey? Myślę, że jedna noc jest optymalnym rozwiązaniem dla tych, którzy chcą tę wyspę zwiedzić całą i mieć jeszcze chwilę czasu na kontemplację widoków i w ogóle powolnie toczącego się życia na Grimsey. W ciągu dwóch dni jest się w stanie obejść wyspę dookoła, odwiedzić osadę, gdzie można dobrze zjeść, kupić pamiątkę, a także pogawędzić z mieszkańcami. Taki dłuższy, choć wciąż krótki pobyt daje też szansę na odpoczynek po długiej podróży i przygotowane się na równie długi powrót. Uważam, że jeden dzień na wyspie, a w zasadzie tylko kilka godzin, to zdecydowanie za mało. Owszem można wtedy “zaliczyć” przejście się za koło podbiegunowe, ale trudno wystarczająco się nacieszyć tym miejscem. Choć oczywiście rozumiem każdy wybór – nie każdy może sobie pozwolić na spędzenie nocy na Grimsey, choćby ze względu ograniczonego czasu, czy pieniędzy.
GRIMSEY Z DZIECKIEM: Jeden plac zabaw i basen otwierany na godzinę – tyle z typowych w Islandii, stworzonych przez człowieka, atrakcji dla dzieci. Jednak ci, którzy wybierają się na Grimsey to zapewne śmiali podróżnicy, którzy mają już (pewnie nie małe) doświadczenie w podróżowaniu z dziećmi po najróżniejszych przyrodniczo fascynujących zakamarkach Islandii. 🙂 Uważam, że wybierając się na Grimsey z dzieckiem warto zarezerwować noc na wyspie, by mieć swobodny dostęp do łazienki i kuchni na miejscu. W naszym wypadku okazało się, że dla Kajetana pensjonat był ciekawszy od całej wyspy i niestety dla nas, tym razem synek nie był skory do pieszych wędrówek. Niemniej jednak był super szczęśliwy, a to przecież jest zawsze najważniejsze. Myślę, że warto pamiętać, że Grimsey jest dziką wyspą, z milionem agresywnych rybitw nad głowami, które mogą zaatakować. A także z przepaścistymi klifami, które w żaden sposób nie są zabezpieczone. Dlatego na Grimsey szczególnie trzeba pilnować dziecka – zwłaszcza takiego, które uwielbia biegać, szaleć i wszędzie go pełno.
Masz jeszcze jakieś pytanie? Śmiało zadaj je w komentarzu, odpowiem szybciej niż myślisz! 🙂
Podsumowanie
Pobyt na wyspie Grimsey zaliczamy do jednych z najfajniejszych islandzkich doświadczeń, choć tak naprawdę nie ma tutaj prawie żadnych, najbardziej pożądanych przez turystów, typowych dla Islandii atrakcji. Nie ma tu wodospadów, gorących źródeł, kolorowych pól geotermalnych, lodowców, czy wulkanów. Nie ma tu też żadnych atrakcji pod dachem, poza restauracją, która też nie zawsze jest otwarta. No i też sama podróż na wyspę jest bardzo czasochłonna, bo najpierw trzeba dojechać na północ Islandii, a następnie, jeszcze trzy godziny płynąć starawym statkiem. Dużo zamieszania, jak na kilkugodzinny lub weekendowy pobyt. Ale warto. Grimsey ma w sobie to coś, co zachwyca. Miliony ptaków latających nad głowami? Szum fal bezkresnego Oceanu Arktycznego? Malownicze, ale bardzo niebezpieczne, wysokie klify bazaltowe? A może to ten pensjonat z najmilszą na świecie właścicielką? I w ogóle ludzie, którzy żyją na Grimsey, jak jedna (nawet nie całkiem taka duża) rodzina, która z niezmiernym zaangażowaniem pomaga turystom wygenerować same najpiękniejsze wspomnienia? To już musisz ocenić sama.
Żegnamy się z Grimsey, ale na pewno ją jeszcze kiedyś odwiedzimy