Góra Esja

geoislandia
geoislandia 11 min. czytania

Góra Esja dla Reykjaviku jest tak popularna, jak Giewont dla Zakopanego. Oddalona od stolicy raptem paręnaście kilometrów, fantastycznie przygotowana dla piechurów i gwarantująca piękne widoki na okolice. Jest jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc przez mieszkańców stolicy i coraz częściej przez turystów zagranicznych.

Góra Esja

Góra Esja znajduje się około 15 km na północ od stolicy Islandii (administracyjnie w Kjalarnes), w najwyższym punkcie mierzy 914 m n.p.m. i tak naprawdę jest długim, mniej więcej 20 km pasmem górskim. Jest ono jednym z największych w Islandii, które powstało w wyniku skomplikowanych procesów geologicznych. Najważniejszymi z nich były: nawarstwianie się lawy i innych skał wulkanicznych pod lodowcem oraz silna erozja powodowana właśnie przez wielkie pokrywy lodowe. Kiedy lodowiec ustąpił, odsłonił spłaszczoną Esję, która zbudowana jest przede wszystkim z bazaltu i tufu.

Zdecydowana większość wycieczkowiczów nie kończy swojej wędrówki w najwyżej położonym punkcie Esji, a nieco niżej, na 780 m n.p.m. Na tej wysokości wznosi się najbardziej popularny szczyt całego pasma, czyli Þverfellshorn, który z początkiem lipca postanowiliśmy zdobyć.

Na terenie Esji jest wiele różnych szlaków – zarówno górskich, jak i leśnych – więc każdy, w zależności od kondycji i potrzeb może wybrać coś dla siebie. My wielokrotnie spacerowaliśmy po nich z Kajetankiem, kiedy był jeszcze bardzo malutki, a ostatnio postanowiliśmy spróbować wyjść z nim na sam szczyt. Czy się udało? Dowiecie się, czytając ten wpis. 😉

Opis trasy na szczyt Esja-Þverfellshorn

Miejscem startowym naszej wycieczki jest parking samochodowy w Mógilsá przy niewielkiej restauracji Esjustofa. Podchodzimy do wielkiej tablicy informacyjnej z rozrysowanymi szlakami i decydujemy się na jeden z nich. Wybieramy szlak niebieski F1: Steinn – Varða, który prowadzi na szczyt Esja-Þverfellshorn. Trasa liczy około 7 km i zajmuje od 2 do 3 godzin – w zależności od tempa wchodzenia. Posiada kilka strategicznych punktów, przy których często robi się dłuższe przystanki.

Na szlak wchodzimy dosyć późno, ponieważ około godziny 15:45. Jednak latem, kiedy na Islandii całą dobę jest jasno, nikogo to nie dziwi. Nawet poleca się zdobywanie Esji wieczorem/nocą, kiedy tłumy zejdą już z gór i w związku z tym ma się dla siebie więcej miejsca.

Tego dnia było bardzo ciepło i słonecznie. Wiatr był niewielki, niebo było błękitne i absolutnie nie zapowiadało się na pogorszenie pogody. Były to idealne warunki na górską wycieczkę.

Idziemy w pełnym słońcu w górę po szerokiej ścieżce,  która co jakiś czas zakręca. Najpierw wiedzie w cieniu wielkiego zbocza, po czym odsłania się ogromna przestrzeń na szerokie i rozległe pagórki oraz najwyższe partie pasma Esji. W kilku miejscach szlak przecinają górskie potoki i strumienie, przy których często się zatrzymujemy, by się schłodzić i uzupełnić bidony.

Zawsze, kiedy spacerujemy po szlakach Esji jesteśmy zachwyceni różnorodnością przyrody. Jest tu tak zielono, gęsto od roślin, że aż nie do uwierzenia, kiedy zna się surowy krajobraz Islandii. Dookoła łąki z wysokimi trawami, dużo drzew (w tym cenne islandzkie brzozy), łubiny i inne obce chwasty.

Pierwszym strategicznym miejscem, które mijamy na naszej trasie jest Bjarkarlundur, gdzie znajduje się rozwidlenie szlaku. Stąd można skierować się na szlak F2: Kögunarhóll, który nie wiedzie na szczyt Esji, a prowadzi łąkami i lasami tylko po jej zboczach. Można też wybrać F3: Fjallaleið um Gunnlaugsskarð, który odbija od F2 i jest najdłuższym  szlakiem prowadzącym na Esję (około 11 km).

My kontynuujemy wędrówkę F1 i równym, lecz wolnym krokiem idziemy dalej przed siebie. Mijamy wiele Islandczyków, którzy wręcz wbiegają na szczyt oraz całkiem dużo zagranicznych turystów. Trochę się męczymy – zwłaszcza Damian, który niesie w plecaku turystycznym Kajetana. Słońce coraz bardziej nas przypieka, więc robimy dłuższy przystanek przy strumieniu, w którym schładzamy ręce, czoło i kark.

Dochodzimy do drugiego strategicznego punktu, jakim jest Brú. Tutaj również znajduje się rozwidlenie drogi. Trasa w prawo przez most prowadzi do tego samego miejsca, do którego zmierzamy my, ale jest nieco dłuższa. Wiedzie przez Vað, gdzie łączą się szlaki F2 i dalej F3. My oczywiście nie zbaczamy z naszego i coraz ostrzej kierujemy się w kierunku szczytu.

Im wyżej jesteśmy, tym coraz piękniejszy krajobraz maluje się za naszymi plecami. Z łatwością dostrzegamy pasma wulkaniczne obszaru Hengill, góry Bláfjöll, Półwysep Reykjanes i oczywiście stolicę Islandii, która wydaje się potężna. Coraz lepiej rysuje nam się również Atlantyk, który wdziera się w ląd, co jeszcze bardziej urozmaica ten wyjątkowy pejzaż.

Po jakimś czasie w oddali dostrzegamy wystający głaz (Steinn), który jest kolejnym strategicznym punktem na naszej trasie. Zanim jednak do niego będziemy się kierować, to wyciągamy przekąski i robimy sobie dłuższą przerwę. Tutaj Kajtuś również zostaje nakarmiony, a następnie puszczony na łąkę, by mógł sobie trochę pohasać.

Siedzimy pod szczytem Þverfellshorn, który z naszej perspektywy wygląda jak stożek, na który będzie się trzeba ostro wspinać. Jest skalisty, poszarpany i oprószony piargami. Trochę zaczyna nas martwić, jak damy sobie radę z Kajtkiem, ale staramy się być jednak dobrej myśli.

Wreszcie znajdujemy się przy wielkim kamieniu – Steinn – ostatnim strategicznym miejscu przed podejściem na szczyt Esji. Stąd rozpościera się przewspaniały, jeszcze bardziej ujmujący widok na okolice, który razem z nami podziwia go bardzo wiele ludzi. Zauważamy, że część z nich właśnie w tym miejscu zakańcza swoją wycieczkę i zawraca. Okazuje się bowiem, że szlak powyżej wielkiego kamienia (steinn po islandzku oznacza kamień) nieco bardziej robi się wymagający. Osoby niemające dobrej kondycji i doświadczenia górskiego oraz dzieci poniżej ósmego roku życia nie powinny wspinać się dalej.

Widząc coraz większe stromizny, decydujemy, że Damian wraz z Kajetanem będą czekali przy Steinn lub będą powoli schodzili w dół. Natomiast my z mamą postanowiłyśmy atakować szczyt.

Szlak robi się coraz bardziej stromy. Wiedzie przez piargi po bardzo niestabilnym podłożu i są miejsca, przez które przechodzimy na bardzo ugiętych kolanach. Następnie pojawiają się eksponowane miejsca – gdzie dla bezpieczeństwa zostały zainstalowane łańcuchy. A skoro łańcuchy, to i duże bloki skalne, po których w końcu trzeba się wspinać. W jednym miejscu są nawet metalowe schodki, a w innym trzeba samodzielnie (lub przy pomocy łańcucha) dźwignąć się na rękach.

I tak właśnie wygląda droga na szczyt. Dla górołazów, osób, które np. chodzą po Tatrach, to będzie to bardzo przyjemny odcinek. Mnie bardzo przypomniały się prostsze szlaki w Wysokich Tatrach i mam głęboką nadzieję, że więcej takich znajdę na tej naszej Islandii. Ogólnie, to stopień trudności tak naprawdę nie jest tutaj bardzo duży, ale jednak nie dla wszystkich zdobycie szczytu będzie łatwe. Tym bardziej przy gorszych warunkach pogodowych.

Ostrożnie stąpamy po sypiącej się ziemi. Dosyć sprawnie wspinamy się po skałach i wreszcie znajdujemy się na szczycie Esja-Þverfellshorn! A ten zupełnie nie wygląda jak szczyt! Jest totalnie płaski i można byłoby iść jeszcze daleko, daleko przed siebie. I tak robi mnóstwo osób, które chcą np. zdobyć najwyższy szczyt Esji, albo zrobić pętelkę, czy zejść na dziko z innej strony. My oczywiście w tym miejscu będziemy zawracać i doganiać naszych chłopców.

Robimy parę zdjęć, wpisujemy się do księgi gości, która włożona jest do metalowej skrzyni przyczepionej do pomnika skalnego i schodzimy w dół. Ku naszemu zdziwieniu całkiem prosto nam się schodzi. Kiedy się wspinałyśmy byłyśmy przekonane, że będzie gorzej – bo tyle piargów, bo taka sypka ziemia… no wiecie, zawsze łatwiej się wychodzi, niż schodzi, a tu taka miła niespodzianka.

Przy Steinn odbiłyśmy w lewo, czyli weszłyśmy na dłuższy szlak prowadzący do parkingu (przez Vað), który przy Brú łączy się z naszym “wyjściowym”. Zrobiłyśmy pętelkę i taka właśnie trasa również jest sugerowana dla jej urozmaicenia. Damiana i Kajetanka nie dogoniłyśmy, ale podobno niewiele później od nich dotarłyśmy do samochodu.

Informacje praktyczne

🚶‍ Dojazd do parkingu pod Esją nie powinien zająć więcej niż pół godziny z Reykjaviku. Jeżeli jedziesz samochodem, to ustaw mapę Google na Esjustofa. Jeżeli podróżujesz autobusem, to przystankiem docelowym będzie dla ciebie Mógilsá.

🚶‍ Ubierz na nogi dobre sportowe, a najlepiej trekkingowe/górskie buty. Oczywiście niezależnie od pory roku i pogody miej ubranie na każde możliwe islandzkie warunki atmosferyczne.

🚶‍ Nie musisz brać zapasu wody, ponieważ ją możesz uzupełniać po drodze ze strumieni górskich. My zabraliśmy swoje bidony i tak właśnie robiliśmy. Natomiast nie zapomnij wziąć ze sobą czegoś do jedzenia.

🚶‍Na szlaki Esji może wybrać się każdy – niezależnie od wieku i umiejętności w chodzeniu po górach – ponieważ nie wszystkie prowadzą na skalisty szczyt. My wielokrotnie tutaj przyjeżdżaliśmy z naszym niemowlakiem na spacery po łąkach i lasach. Dopiero ostatnio zdecydowaliśmy się na ostatnie podejście.

🚶‍ Na Esję warto przeznaczyć cały dzień, zwłaszcza jeżeli pogoda dopisuje. Jest to piękny, zielony obszar, który jest miłą odskocznią od codziennej islandzkiej surowizny.

Przez geoislandia
Śledź:
Jestem przewodniczką po Islandii, która z miłości do skał magmowych w 2016 roku przeprowadziła się z Krakowa do Reykjaviku. Strona Geoislandia to połączenie mojej pasji do geologii, turystyki i Islandii, na której publikuję przewodniki turystyczne oraz pomagam zaplanować najlepszą podróż do tej baśniowej krainy lodu i ognia!
Zostaw komentarz