Dzień 2 – Drangajökull i droga nr 61
W Drangsnes znajdują się dosyć znane hot poty, które nieraz widzieliśmy na fotografiach z Fiordów Zachodnich. Ponownie nie skorzystaliśmy z kąpieli, zresztą i tak nie było wówczas na to szansy, ponieważ rano, kiedy mieliśmy ku temu jedyną okazję, były one czyszczone. Warto wiedzieć, że kawałek przed Drangsnes również znajduje się gorące źródełko i to w oceanie! Przejeżdżając koło niego łatwo go pominąć, dlatego polecam uważnie rozglądać się w stronę wybrzeża, jadąc drogą nr 645.
Drugiego dnia musieliśmy dojechać, aż do Bolungarvíku, gdzie mieliśmy zarezerwowany drugi nocleg na Fiordach Zachodnich. Kawał drogi, do której spontanicznie dodaliśmy sobie jeszcze podjechanie do punktu widokowego na lodowiec Drangajökull. Na początku jechaliśmy drogą nr 645, 643 i 61, by skręcić na szutrową 635, która prowadzi do lodowca. Pogoda nam sprzyjała i była to fantastyczna decyzja, by tu dotrzeć. Gdy wysiedliśmy z samochodu, by napić się herbaty z widokiem na lodowiec, zwróciliśmy uwagę, że okolica ta bardzo intensywnie pachnie miodem. 🙂
Wróciliśmy na drogę nr 61, którą kontynuowaliśmy swoją długą podróż po północnej części Fiordów Zachodnich. Po drodze zrobiliśmy wiele malowniczych przystanków – na przykład przy licznych wodospadach. Niektóre z nich znajdują się tuż przy drodze i są fajnymi miejscami na rozprostowanie nóg, a do innych trzeba kawałek dojść. Niestety z racji ograniczenia czasowego musieliśmy zrezygnować z dwóch wycieczek do jednych z najładniejszych wodospadów w tej części Fiordów Zachodnich, ale jestem pewna, że wkrótce je nadrobimy!
Na nieco dłużej zatrzymaliśmy się w Reykjanes, znajdujące się na cyplu, który znany jest ze swojej energii geotermalnej. Znajduje się tutaj bardzo ciepły basen geotermalny, stary basen geotermalny oraz gorąca plaża geotermalna. Co więcej w miejscowości tej znajduje się niewielka fabryka soli Saltverk.
Po drodze zrobiliśmy też kilka przystanków przy ciekawych formacjach skalnych. Szczególnie zabawne były zerodowane bazalty, które przypominają… osteoporozę. 😀 Takich skałek jest trochę po drodze, choć na mapie Google jest z nimi zaznaczone tylko jedno miejsce i jest to Steinninn í Skötufirði.
Rzadko zatrzymujemy się na jakąś przekąskę w trakcie podróży, ale tym razem nie mogliśmy odpuścić sobie gofrów z bitą śmietaną i dżemem w uroczej kawiarni usytuowanej w zabytkowym domu – Litlibær. Kiedyś dowiedziałam się, że podają oni najlepsze gofry na Islandii i potwierdzam, smakowały one wyśmienicie! Ciastko jabłkowe również. 🙂 Niedaleko Litlibær znajduje się znany w tej części Fiordów punkt widokowy na foki. Nam niestety nie udało się ich dostrzec, natomiast zwróciliśmy uwagę, że na dwóch stołach leżą pudła z dżemami z Litlibær – do kupienia bez żadnego kasjera, kamery, czy kasy. Po prostu należało wrzucić pieniądze do niewielkiej skrzynki lub zrobić przelew na konto kawiarni (1000 ISK), jeżeli chciało się kupić słoiczek dżemu. I to jest doskonały przykład islandzkiego zaufania do drugiego człowieka! 🙂
Malowniczych punktów widokowych po tej stronie Fiordów Zachodu jest bardzo dużo, a jednym z ładniejszych jest ten, który na Google został oznaczony jako Tröð Scenic Lookout – znajduje się on na cyplu pomiędzy fiordami Seyðisfjörður a Álftafjörður i tym samym na przeciwku wsi Suðavík.
Po Islandii podróżujemy razem ze swoim czteroletnim synkiem i zawsze, kiedy przemierzamy wiele kilometrów samochodem, staramy się zapewniać mu ciekawe dla niego atrakcje. Taką są np. baseny i źródełka geotermalne, piaszczyste plaże, na których możemy budować zamki z piasku, a także place zabaw. Jednym z fajniejszych w całej Islandii znajduje się w Suðavíku i jest to park rodzinny Raggagarður. W Suðavíku znajduje się również Centrum Lisa Arktycznego, które również odwiedziliśmy, ale nie przypadło nam ono do gustu. Faktycznie dosyć informatywne miejsce, ale również smutne i nieprzyjemne.
I wreszcie dojechaliśmy do Ísafjördur, które leży nad fiordem Skutulsfjörður i które można określić, jako stolicę Fiordów Zachodnich. Byłam bardzo ciekawa tego miasteczka i kojarzyłam je jako trudno dostępne, odizolowane i ubogie w jakąkolwiek infrastrukturę. Jakże się na miejscu zdziwiłam! Faktycznie Ísafjördur jest bardzo odległym miastem, które zamieszkuje niewiele, bo zaledwie niecałe trzy tysiące osób, a dodatkowo jest otoczone wysokimi górami, które dumnie je strzeżą, ale Ísafjördur wcale nie jest pozbawione życia i atrakcji – a przynajmniej my, jako turyści, odnieśliśmy takie wrażenie. Co więcej, dla mnie Ísafjördur okazało się ładniejsze od Siglufjörður, a także może konkurować z Seyðisfjörður, które uważane jest za jedno z najładniejszych miasteczek w całej Islandii. Niestety nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzenie Ísafjördur, ale wybrałam jedną z